Po raz kolejny mogę stwierdzić, że nigdy nie mów nigdy;)
Tym razem odnosi się to do kozaków Emu.
Jeszcze kilka lat temu zarzekałam się, że nigdy ich nie kupię, bo są paskudne (podobnie jak lity, a mam już kilka par:P). Dwa lata temu kupiłam za 20zł zwykłe podróbki w Auchan, żeby się przekonać, jak się w tym ogóle chodzi. Zdziwiłam się wielce, gdy okazało się, że owe buty są wygodne i ciepłe. Kupiłam więc kolejną parę, też podróbek, żeby mieć coś do chodzenia tak o w zimę.
W tym roku doszłam do wniosku, że zainwestuję w oryginały, ponieważ są ze skóry (ostatnio stawiam na jakość, a nie na ilość).
Ponadto w zimie grzeją, a latem chłodzą (podobno:P).
Długo szukałam info na temat rozmiaru. Gdy już wiedziałam to, co powinnam, zabrałam się za szukanie pary w kolorze czarnym
i w rozmiarze 35/36 (taki jest najmniejszy w rozmiarówce dla dorosłych). Jak się okazało model, który sobie upatrzyłam, czyli Emu Stinger Lo rzadko pojawia się w czerni w r.35/36 oraz kosztuje naprawdę dużo. Poza tym zmierzyłam je w sklepie stacjonarnym i okazało się, że są ciasnawe. Szukałam więc dalej i trafiłam na modele dziecięce. I co najlepsze- ten sam model tylko że dla dzieci występuje w rozmiarze 36
i jest o połowę tańszy:P Różni się tylko kolorem futerka:)
Trochę się wahałam, ale w końcu stwierdziłam "raz kozie śmierć" i zamówiłam model dziecięcy (czyli Wallaby Lo) i nie żałuję:P Jestem zadowolona- rozmiar jest idealny, a buty są mega ciepłe (ale w sam raz, czyli nie za ciepło, nie za zimno). Zaimpregnowałam je przed pierwszym użyciem, jak każde zamszowe obuwie. No i teraz mogłabym w nich chodzić na okrągło:P
Poniżej możecie zobaczyć je w stylizacji:)